Rozdział 2. “Uczucia”.

by

Rozdział 2. "Uczucia".

W małym pokoju w mieszkaniu Szlomo w Geuli panowała cisza, przerywana jedynie szelestem kartek modlitewnika, który Hava delikatnie przesuwała pod palcami. Siedziała na prostym drewnianym krześle, z chustą szczelnie okrywającą włosy, a jej dłonie, smukłe i blade, powoli rozpoznawały brajlowskie znaki. Szlomo siedział naprzeciwko, z dłońmi splecionymi na stole, wpatrując się w mały płomień świecy, który rzucał ciepłe refleksy na ścianę. Był wieczór, kilka dni po ich oficjalnych zaręczynach, i choć zazwyczaj rozmawiali o Torze lub codziennych obowiązkach, tego wieczoru Hava zamilkła na dłużej, a jej milczenie miało w sobie coś cięższego, jakby niosło pytanie, którego nie chciała wypowiedzieć.
„Szlomo” – zaczęła cicho, a jej głos, choć miękki, miał w sobie nutę wahania, która sprawiła, że uniósł wzrok znad świecy. „Czy kiedykolwiek czujesz… coś, czego nie rozumiesz? Coś, co nie jest w księgach, ale jest… w tobie?”
Szlomo zesztywniał. Jego ciemne oczy, zwykle spokojne, zmrużyły się lekko, jakby próbował odnaleźć w jej słowach odniesienie do Talmudu lub Midraszu. „Midrasz mówi, że serce człowieka jest jak morze – głębokie i pełne tajemnic, ale to Bóg je bada” – odpowiedział powoli, ważąc każde słowo. „Co masz na myśli, Havo?”
Hava nie odpowiedziała od razu. Jej palce zatrzymały się na modlitewniku, a głowa lekko przechyliła się na bok, jakby nasłuchiwała czegoś więcej niż jego słów. „Nie wiem, jak to nazwać” – szepnęła. „Czasem, kiedy modlę się lub kiedy dotykam liter w księgach, czuję… ciepło. Nie takie jak od świecy czy słońca. Inne. Jakby coś we mnie chciało mówić, ale nie wiem, co. Myślałam, że może ty… może ty to znasz.”
Szlomo milczał. Uczucia były dla niego terenem obcym, jak ulice poza Mea Szearim, pełne hałasu i chaosu. Całe życie uczył się panować nad tym, co w nim burzliwe, kierując serce ku modlitwie i nauce. Ale słowa Havy, tak proste, a zarazem tak szczere, dotknęły czegoś, co zwykle tłumił. „Raw Nachman uczył, że serce może być jak pustynia, ale Bóg prowadzi nas przez nią do wody” – powiedział, choć czuł, że jego odpowiedź nie trafia w sedno. „Czy to ciepło… czy ono cię niepokoi?”
Hava uśmiechnęła się lekko, a jej uśmiech, choć ledwie widoczny, sprawił, że pokój wydał się jaśniejszy. „Nie, nie niepokoi. Ale czasem… czasem chciałabym wiedzieć, czy to, co czuję, jest dobre. Czy jest… czyste. Mama mówi, że uczucia mogą być jak wiatr – piękne, ale niebezpieczne, jeśli nie prowadzi ich wiara. A ty, Szlomo? Czy ty kiedykolwiek czujesz wiatr?”
Szlomo przełknął ślinę, choć gardło miał suche. Jej pytanie było jak kamień wrzucony w spokojną taflę jego myśli. Nie chciał mówić o sobie – nigdy tego nie robił. Ale Hava, z jej cichą obecnością, miała w sobie coś, co sprawiało, że milczenie wydawało się zdradą. „Jak rzekł Kohelet, wszystko ma swój czas” – zaczął, ale urwał, czując, że znów chowa się za słowami ksiąg. Westchnął cicho, niemal niedosłyszalnie, i po raz pierwszy spojrzał na nią nie jak na narzeczoną, ale jak na człowieka, który czeka na jego prawdę.
„Havo” – powiedział, a jego głos był niższy, jakby zdradzał tajemnicę. „Kiedy patrzę na ciebie, jak czytasz, jak modlisz się, czuję… odpowiedzialność. Nie jest to ciepło, o którym mówisz, ale… ciężar. Dobry ciężar. Jak ten, który czuję, gdy niosę Torę w synagodze. Nie mówię o tym, bo słowa mogą splamić to, co święte. Ale… jest.”
Hava podniosła głowę, choć jej niewidzące oczy nie mogły spotkać jego spojrzenia. Jej palce drgnęły, jakby chciały dotknąć jego dłoni, ale zatrzymały się w pół drogi. „Ciężar” – powtórzyła cicho, jakby smakowała to słowo. „Myślę, że to też jest ciepło, Szlomo. Tylko inne. Ty nosisz je w sercu, a ja… ja je czuję w palcach, kiedy dotykam świata.”
Szlomo milczał, ale jego dłonie, zwykle nieruchome, poruszyły się lekko na stole, jakby chciały zbliżyć się do jej rąk. Nie zrobił tego – nie mógł, nie w tym pokoju, nie w tym życiu. Ale po raz pierwszy poczuł, że uczucia, o których mówiła Hava, nie są wrogiem wiary, lecz jej cichym towarzyszem. „Jak rzekł Raw Akiwa, miłość jest ogniem, który nie spala, jeśli jest dla Boga” – powiedział w końcu, a jego głos, choć wciąż spokojny, miał w sobie odrobinę miękkości, której sam nie rozpoznał.
Hava skinęła głową, a jej uśmiech stał się szerszy. „To piękne” – szepnęła. „Chciałabym, żeby ten ogień zawsze był czysty. Dla ciebie, dla mnie… dla nas.”
Cisza, która zapadła, nie była ciężka. Była jak oddech przed modlitwą, pełna niewypowiedzianych słów, ale też zrozumienia. Szlomo spojrzał na Havę, na jej delikatną sylwetkę, i po raz pierwszy pomyślał, że być może Bóg dał mu nie tylko obowiązek, ale i dar – kogoś, kto widzi świat nie oczami, lecz sercem.


Comments

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink