Rozdział 5. "Złość Szlomo".
W małym mieszkaniu Szlomo i Havy w Geuli panowała cisza, ale nie była to zwykła cisza, która towarzyszyła ich codziennym rytuałom. Była ciężka, napięta, jak powietrze przed burzą. Szlomo stał przy stole, z dłońmi opartymi o blat, a jego ciemne oczy wpatrywały się w niewielki modlitewnik, który leżał otwarty przed nim. Kartki były lekko pomięte – nieznacznie, ale wystarczająco, by zauważył to jego perfekcjonistyczny wzrok. To Hava, nieświadomie, przewróciła kilka stron, gdy wcześniej dotykała księgi, próbując odnaleźć znajomy fragment w brajlu. Dla niej był to drobny gest, dla Szlomo – niemal profanacja.
Hava siedziała na krześle po drugiej stronie stołu, z głową lekko pochyloną, a jej dłonie, zwykle spokojne, teraz nerwowo muskały krawędź chusty. Czuła napięcie w jego milczeniu, choć nie widziała jego zaciśniętych ust ani zmarszczonego czoła. „Szlomo?” – odezwała się cicho, a jej głos, miękki jak zawsze, drżał lekko. „Coś się stało?”
Szlomo nie odpowiedział od razu. Jego palce, naznaczone śladami atramentu, zacisnęły się mocniej na krawędzi stołu. „Havo” – powiedział w końcu, a jego głos, choć spokojny, miał w sobie chłód, który rzadko kierował w jej stronę. „Modlitewnik. Dotknęłaś go. Strony są… pomięte.”
Hava zamarła. Jej dłonie zatrzymały się na chuście, a na twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia, szybko zastąpiony poczuciem winy. „Ja… nie wiedziałam” – szepnęła. „Chciałam tylko znaleźć Psalm 23. Myślałam, że… że to nie zaszkodzi.”
„Nie zaszkodzi?” – powtórzył Szlomo, a jego ton, choć wciąż cichy, nabrał ostrości. „Havo, to nie jest zwykła książka. To słowa Boga. Każda strona, każdy znak jest święty. Jak mogę studiować, gdy… gdy porządek jest zaburzony?” Jego słowa, choć wypowiedziane powoli, cięły jak nóż. Nie podniósł głosu – nigdy tego nie robił – ale w jego milczeniu kryła się złość, którą Hava wyczuła jak chłód w powietrzu.
„Przepraszam” – powiedziała szybko, a jej głos załamał się lekko. „Nie chciałam… Szlomo, nie wiedziałam, że to takie ważne. Dla mnie… dla mnie to tylko sposób, by być bliżej Boga. Nie pomyślałam, że…”
„Właśnie, nie pomyślałaś” – przerwał jej, a jego słowa, choć wypowiedziane bez krzyku, miały w sobie ciężar, który sprawił, że Hava skuliła się lekko. „Havo, porządek jest fundamentem. Bez niego nie ma świętości. Bez niego… jak mogę cię prowadzić, jeśli ty…” Urwał, jakby zdał sobie sprawę, że powiedział więcej, niż zamierzał. Odwrócił wzrok, wpatrując się w ścianę, gdzie migotały cienie rzucane przez świecę.
Hava milczała, a jej dłonie opadły na kolana. Czuła gulę w gardle, ale nie płakała – nie chciała, by Szlomo pomyślał, że szuka litości. „Nie chciałam cię zdenerwować” – szepnęła w końcu. „Myślałam, że… że robisz to samo co ja, szukasz Boga w tych słowach. Nie wiedziałam, że porządek jest dla ciebie ważniejszy niż… niż moje intencje.”
Te słowa dotknęły Szlomo bardziej, niż się spodziewał. Poczuł ukłucie w sercu – nie ból, ale coś, co przypominało wstyd. On, który zawsze szukał prawdy w księgach, zapomniał na moment o sercu Havy, które było czystsze niż jakikolwiek porządek, jaki mógł narzucić. „Havo” – powiedział, a jego głos złagodniał, choć wciąż krył w sobie cień napięcia. „Twoje intencje są czyste. Ale… porządek to nie tylko moje przyzwyczajenie. To sposób, by świat nie stał się chaosem. Rozumiesz?”
Hava skinęła głową, choć jej twarz wciąż wyrażała smutek. „Rozumiem” – szepnęła. „Ale… Szlomo, czasem czuję, że dla ciebie jestem jak ten modlitewnik. Że muszę być idealna, bez skazy, bo inaczej… bo inaczej nie jestem dość dobra.”
Te słowa były jak cios. Szlomo zamarł, a jego dłonie, które wciąż spoczywały na stole, drgnęły lekko. Nigdy nie chciał, by Hava tak się czuła. On, który przysiągł być jej cieniem, jej światłem, sprawił, że poczuła się jak błąd w jego uporządkowanym świecie. „Havo” – powiedział, a jego głos był teraz cichszy, niemal błagalny. „Nie jesteś modlitewnikiem. Jesteś… jesteś moją drogą do Boga. Nawet jeśli… nawet jeśli czasem nie umiem tego okazać.”
Hava uniosła głowę, a jej niewidzące oczy zdawały się szukać jego głosu. Po chwili wyciągnęła dłoń, niepewnie, jakby bała się, że ją odtrąci. Szlomo, choć zesztywniał na moment, nie cofnął się. Jego palce, ostrożnie, splotły się z jej, a ten gest, tak rzadki w ich codzienności, był jak milcząca prośba o przebaczenie.
„Przepraszam” – powiedział, a jego słowa, choć proste, niosły ciężar, którego nie umiał wyrazić inaczej. „Nie chciałem, byś czuła się… mniej. Pomogę ci naprawić strony. Razem… przywrócimy porządek.”
Hava uśmiechnęła się słabo, a jej dłonie ścisnęły jego mocniej. „Razem” – powtórzyła cicho. „Ale, Szlomo… czasem chciałabym, żebyś pozwolił na odrobinę chaosu. Dla mnie.”
Szlomo milczał, ale jego kciuk, niemal nieświadomie, musnął jej dłoń. Nie odpowiedział – nie umiał – ale w jego sercu, zwykle zamkniętym na wszystko, co burzy porządek, zadrgała myśl, że być może Hava ma rację. Że czasem chaos jej serca jest bliższy Bogu niż jego nieskazitelne księgi.
Leave a Reply