Rozdział 7. "Niezamierzony dotyk".
W skromnym mieszkaniu Szlomo i Havy w Geuli panowała zwykła wieczorna cisza, przerywana jedynie szelestem kartek, gdy Szlomo czytał Talmud, siedząc przy stole. Hava krzątała się po pokoju, układając na półce brajlowskie księgi, które wcześniej przeglądała. Jej ruchy były ostrożne, jak zawsze, gdy poruszała się w przestrzeni, której nie mogła zobaczyć, ale dziś wydawała się nieco bardziej rozkojarzona. Od kilku dni była w okresie menstruacji, co w ich tradycyjnym życiu oznaczało przestrzeganie ścisłych zasad nidy – czasu, gdy fizyczna bliskość między nimi była zabroniona, a każdy kontakt, nawet przypadkowy, wymagał szczególnej ostrożności.
Hava, zajęta porządkowaniem, nie zauważyła, że zbliżyła się do stołu, gdzie siedział Szlomo. Próbując odłożyć księgę na półkę nad nim, straciła równowagę, a jej dłoń, szukając oparcia, instynktownie opadła na jego ramię. Dotyk był krótki, ledwie muśnięcie, ale dla Szlomo, którego życie było przesiąknięte rytuałem i porządkiem, był jak nagłe pęknięcie w harmonii.
Szlomo zesztywniał natychmiast. Jego dłonie, spoczywające na otwartej księdze, znieruchomiały, a oczy, zwykle spokojne, zmrużyły się w wyrazie zaskoczenia i dyskomfortu. „Havo” – powiedział, a jego głos, choć cichy, miał w sobie chłód, który sprawił, że Hava cofnęła dłoń, jakby sparzona. Zorientowała się, co się stało, jeszcze zanim usłyszała jego ton – jej twarz, zwykle blada, pokryła się lekkim rumieńcem wstydu.
„O, Szlomo… przepraszam” – szepnęła, cofając się o krok. Jej dłonie splotły się nerwowo przed sobą, a głos drżał, pełen poczucia winy. „Nie chciałam… to było niechcący. Straciłam równowagę i… nie pomyślałam.”
Szlomo zamknął księgę powoli, jego ruchy były wyważone, ale napięcie w jego postawie zdradzało, że ten incydent poruszył go głębiej, niż chciałby przyznać. „Havo” – powiedział, a jego ton, choć wciąż spokojny, miał w sobie nutę surowości. „Wiesz, jak ważne jest przestrzeganie nidy. To nie tylko zwyczaj. To świętość, którą Bóg nakazał nam chronić. Nawet przypadkowy dotyk… zaburza porządek.”
Hava skuliła się lekko, jej głowa pochyliła się, jakby chciała zniknąć. „Wiem” – szepnęła, a jej głos był niemal niesłyszalny. „Nie chciałam tego. Naprawdę. Ja… czasem zapominam, jak ostrożna muszę być. Czuję się taka… niezdarna.” Jej palce zacisnęły się mocniej, a w jej słowach kryło się coś więcej niż wstyd – poczucie, że znów, mimo dobrych intencji, zawiodła.
Szlomo milczał przez chwilę, wpatrując się w zamkniętą księgę. Jego umysł, nawykły do analizowania każdego szczegółu, walczył z dwiema siłami: surową dyscypliną, która była fundamentem jego wiary, i cichym głosem, który przypominał mu o delikatności Havy. Wiedział, że nie zrobiła tego celowo – jej niewidzące oczy i krucha sylwetka były dowodem, że działała bez złych zamiarów. Ale porządek, który tak cenił, został naruszony, a to budziło w nim niepokój, którego nie umiał łatwo stłumić.
„Jak rzekł Raw Akiwa, świętość wymaga ofiary” – powiedział w końcu, ale jego głos złagodniał, jakby próbował znaleźć równowagę między zasadami a współczuciem. „Nie chciałaś tego, Havo. Wiem. Ale musimy być czujni. Zwłaszcza teraz.”
Hava skinęła głową, choć jej ramiona wciąż były napięte. „Czuję się, jakby… jakby moja słabość zawsze psuła to, co święte” – przyznała cicho, a jej słowa, choć proste, ugodziły Szlomo jak strzała. On, który przysiągł ją chronić, nie chciał, by kiedykolwiek czuła się w ten sposób.
Westchnął cicho, niemal niedosłyszalnie, i wstał od stołu. Podszedł do niej powoli, zatrzymując się w bezpiecznej odległości, zgodnie z zasadami nidy. „Havo” – powiedział, a jego głos był teraz łagodniejszy, niemal ciepły. „Twoja słabość nie psuje świętości. Jest jej częścią. Bóg stworzył cię taką, jaka jesteś, a ja… ja jestem tu, by cię strzec, nawet gdy świat jest trudny.”
Hava uniosła głowę, a jej niewidzące oczy zdawały się szukać jego głosu. „Naprawdę tak myślisz?” – szepnęła, a w jej tonie kryła się nadzieja, jakby jego słowa mogły rozproszyć jej wstyd.
„Naprawdę” – odpowiedział, a jego dłonie, choć nie mogły jej dotknąć, zacisnęły się lekko, jakby chciał przekazać jej swoje wsparcie. „Porządek można naprawić, Havo. Razem pójdziemy do mykwy, gdy czas nidy minie. A do tego czasu… uczmy się czujności. Razem.”
Hava uśmiechnęła się słabo, a jej dłonie rozluźniły się. „Dziękuję, Szlomo” – szepnęła. „Za to, że… że nie odwracasz się ode mnie, nawet gdy popełniam błędy.”
Szlomo skinął głową, choć wiedział, że ona tego nie zobaczy. „Nigdy się nie odwrócę” – powiedział cicho, a jego słowa, choć proste, były obietnicą, która w tej chwili znaczyła więcej niż jakikolwiek werset. Usiadł z powrotem przy stole, otwierając księgę, ale jego myśli, zwykle skupione na tekście, wciąż wracały do Havy – do jej kruchej sylwetki i serca, które, mimo błędów, było czystsze niż jakikolwiek porządek, jaki mógł narzucić.
Leave a Reply to Zuzler Cancel reply